Działanie myślokształtów

Spis Treści:
Prawo karmy. Cel przyczyny i skutku
Karma i reinkarnacja
Niewzruszoność prawa
Sfery wszechświata
Tworzenie się myślo-kształtów
Działanie myślokształtów
Tworzenie się karmy
Koniec cyklu
Nasz stosunek do karmy
Urabianie karmy
Ustanie karmy indywidualnej
Zakończenie
Karma kolektywna
Owe „zamieszkałe” przez Kama-dewata myślo-kształty trwają dłużej lub krócej zależnie przede wszystkim od intensywności początkowego impulsu nadanego im przez człowieka - od sumy energii, która je naładuje - a następnie od zasilania jej poprzez powtarzanie tej samej myśli przez twórcę lub innych ludzi wokoło. Życie może ich być wzmacniane nieustannie i utrwalane na długi czas przez powtarzającą się tego samego rodzaju myśl, np. gdy w medytacji cała uwaga skupia się na wgłębianiu się i rozmyślaniu nad jedną ideą, myślo-kształt przez nią stworzony w świecie psychicznym nabiera bardzo dużej trwałości i może istnieć szereg lat. Myślo-kształty o podobnym charakterze przyciągają się i wzajemnie wzmacniają, przez co intensywność energii ożywiającej je niezmiernie wzrasta i aktywność ich się wzmaga.
Myślo-kształty pozostają w łączności ze swym twórcą przez powinowactwo i - nie mając lepszego słowa na określenie tego związku, powiemy - magnetyczny związek i ze swej strony oddziaływają na swego rodzica, wywołując w nim skłonność do powtarzania tej samej myśli. A w wypadku, o którym wyżej wspomnieliśmy - stałego utrwalania myślo-kształtu przez skupianie uwagi na tej samej idei, stwarza się w człowieku przyzwyczajenie, niemal nałóg myślowy, tworzą się jakby „koleiny” czy też „wyżłobiny” lub obrazowiej powiedziawszy - buduje się coś w rodzaju „odlewniczej formy”, w którą myśl niemal automatycznie wpływa i przybiera jej kształt. Zjawisko to może być pomocne i dobre, jeśli temat jest szlachetny i wzniosły, np. piękne pojęcie, ideał, ale w większości wypadków jest zgoła szkodliwe, gdyż tworzą się skrzepnięcia, zatory, „martwe pola” w psychice, hamujące swobodny rozwój myśli, rozszerzanie jej horyzontów, bezstronne badanie i wyrabianie sobie nowych sądów. Człowiek staje się niewolnikiem stworzonych przez siebie nałogów, czyli martwej przeszłości. Jest to tak powszechne, iż każdy czytelnik, który zechce sobie zadać nieco trudu, może się przekonać o prawdziwości tego twierdzenia przez własną obserwację.
Warto rozpatrzyć takie tworzenie się nałogów myślowych nieco dokładniej, gdyż pokaże nam ono wyraźnie, chociaż w małej skali jak działa Karma. Wyobraźmy sobie umysł dość wyrobiony, a nie mający za sobą żadnej działalności w przeszłości - jest to oczywiście praktyczną niemożliwością - ale przyjmijmy to jako założenie teoretyczne dla ułatwienia sobie rozjaśnienia paru ważnych punktów całego zagadnienia, o które nam chodzi. Wyobraźmy więc, iż taki umysł, działający zupełnie swobodnie i niezależnie, stwarza pewien myślo-kształt, po czym tę samą myśl wielokrotnie powtarza, aż powstaje w nim przyzwyczajenie tak, iż energie myślowe nieznacznie i niemal nieświadomie wpływają w te same koleiny bez udziału woli lub wyboru ze strony myślącego. Wyobraźmy sobie dalej, iż tenże dochodzi po pewnym czasie do przekonania, że była to myśl niesłuszna, fałszywa a nałóg wręcz szkodzący jemu samemu lub innym, tamujący jego dalszy rozwój. Co ma przedsięwziąć, by się od tego automatyzmu uwolnić?
Powtórzmy: początkowo, dzięki swobodnemu i bezpośredniemu działaniu umysłu, znajdującemu w pewnych koleinach duże ułatwienie dla wyrażania swych energii mogło to być znaczną pomocą, czynnikiem dodatnim w jego rozwoju. Jednak z chwilą, gdy stało się przyzwyczajeniem, zmieniło się w ograniczenie, skrzepnięcie, czyli - przeszkodę. Chcąc ją usunąć musi człowiek na nowo własnowolnie podjąć wysiłek myśli w kierunku odwrotnym, tj. ku wyczerpaniu, zneutralizowaniu a w końcu całkowitemu zniweczeniu owej przeszkody.
Oto drobny karmiczny cykl w skrócie: swobodny umysł wyrabia nałóg myślowy, w którego zamykających go ramach jest zmuszony działać. Lecz zachowuje swobodę w obrębie tych ram i może wpływać od wewnątrz niejako ku zniweczeniu niewoli, nie tylko nie zasilając już więcej dawnego nałogu, ale go świadomie i dobrowolnie neutralizując i niwecząc przez odwrotne, wyraźne myślenie.
Oczywiście nie przychodzimy na ten świat nigdy myślowo wolni, gdyż przynosimy ze sobą z przeszłości obfity bagaż pojęć i przesądów, liczne przez nas samych stworzone ograniczenia i więzy; ale proces tworzenia każdego z poszczególnych więzów rozwija się wedle wyżej przytoczonego kręgu - umysł sam je tworzy, zamyka się w nie, musi znosić, ale może i obserwować i zdawać sobie z nich sprawę, a gdy uzna za szkodliwe lub niepożądane, ma możność zniwelować je i uwolnić się od nich przez własny świadomy wysiłek.
Myślo-kształty mogą być również kierowane przez ich twórcę ku poszczególnym osobom, którym przeszkadzają i szkodzą lub pomagają i czynią dobrze zależnie od intencji nadawcy, a co zatem idzie od rodzaju „zamieszkującej” je i ożywiającej istności. Przekonanie, iż dobre życzenia, modlitwy i miłość mają duże znaczenie dla tych, do których się zwracają, nie jest ani przesądem, ani czczą imaginacją, a odpowiada prawdzie w najściślejszym tego słowa znaczeniu. Tworzą one bowiem jakby ochronny krąg wokół kochanej osoby, oddalają wiele złych wpływów a nawet niebezpieczeństw.
Człowiek nie tylko jest sam wytwórnią myślo-kształtów, nie tylko je wciąż rzutuje na otaczającą atmosferę, ale jest i rodzajem magnesu przyciągającego z niej myśli innych o podobnym charakterze i zabarwieniu. Może więc zasoby własnej energii znacznie zasilać przez energie z zewnątrz, a od niego samego zależy czy przyciągnie i wplecie w swoją myśl czynniki dobre czy złe, pomagające mu czy przeszkadzające w dalszej drodze ewolucyjnej. Jeśli jego własne myśli będą szlachetne, dobre i twórcze, przywołają na pewno rzesze dobroczynnych i pomocnych istności i nieraz będzie się dziwił skąd mu przychodzi taka moc w dokonywaniu wielu prac i czynów dobrych; moc, która zdaje mu się - i słusznie - tak bardzo przewyższa możliwości jego własnej energii. Podobnie człowiek o myślach niskich i podłych przyciągnie tłumy złośliwych istności i nieraz ta ponad miarę zasilona w nim nienawistna energia popchnie go do zbrodni dla niego samego prawie niespodziewanej, aż spojrzawszy wstecz gotów wykrzyknąć: „Chyba jakiś diabeł mnie do tego skusił!” I będzie miał najzupełniejszą rację. Owe złośliwe siły - przywołane przez jego własne myśli - „przepełniły czarę” i pchnęły go do konkretyzacji myśli w czyn; tak jak nasycony roztwór za najmniejszą drobiną dodaną musi się ściąć, skrystalizować. Ale to jego własna wola ku złemu wyrażona w nienawistnej myśli, przyciągając podobne siły z zewnątrz doprowadziła go i do widzialnej katastrofy.
Istności - Kama-dewata - ożywiające nieco inne lecz podobne w rodzaju myślo-kształty zarówno dobroczynne jak szkodzące nawiązują kontakt z tymi, które są stale wplecione w budowę astralnego ciała człowieka, jak i z tymi, które stanowią „duszę” stwarzanych przez niego myślo-kształtów. Czyli można powiedzieć, iż przyciągnięte działają niejako i w nim, choć nadchodzą z zewnątrz. Ale wpływ ku dobremu lub złemu mogą wywrzeć na człowieka tylko wówczas, jeśli znajdą w nim powinowate wibracje - podobne im samym w barwie i charakterze - z którymi mogą się połączyć. Jeśli tej podstawy podobieństwa brak pozostają całkowicie bezsilne i nie mogą mieć żadnego na człowieka wpływu. Poza tym istności o odwrotnych wibracjach w myślo-kształtach o zupełnie odmiennym charakterze odpychają się wzajemnie, a czasem całkowicie neutralizują. A więc wszystkie okrutne i mściwe odskoczą niejako od człowieka o myślach i uczuciach szlachetnych, odepchnięte samą jego atmosferą, która mając zgoła inną szybkość wibracji a więc i barwę, staje się jakby naturalnym ochronnym murem, odpychającym samo przez się wszystko nędzne i plugawe.
Innym działaniem myślo-kształtów przynoszącym ważne a różnorodne skutki i mającym duże znaczenie w tworzeniu się naszej Karmy jest wpływ, jaki wywierają na innych ludzi. Przypomnijmy znów przytoczone uprzednio słowa: „każdy człowiek na swym szlaku w przestrzeni otacza się własnym światem… a każda wrażliwa, nerwowa istota wchodząca w kontakt z tym prądem podlega jego działaniu; a siła i zasięg tego wpływu zależą od intensywności i dynamiki tego świata. ” Wprawdzie ów prąd musi do pewnego stopnia oddziaływać niemal na każdego, kto się z nim zetknie. Ale oczywiście im większa jest wrażliwość danej jednostki, tym silniejszy wpływ. Istności tej sfery mając wyraźną tendencję do wzajemnego przyciągania się wedle powinowactwa wibracji, gromadzą się w grupy - rodzaj zespołów - posiadające jakby wspólny instynkt „stadny,” tworzą coś na kształt jednostki kolektywnej. Gdy człowiek rzuca w otaczającą przestrzeń pewien myślo-kształt, ten nie tylko pozostaje w magnetycznym kontakcie z nim samym, ale przyciągany przez zespół podobnych zasila go i powiększa, przyczyniając się tym sposobem do wzrostu dobrej lub złej kolektywnej siły.
Wpływ takich dużych kolektywnych myślo-kształtów daje się zauważyć w specjalnym zabarwieniu myśli w jednej rodzinie np. lub we wspólnych opiniach, przesądach, sympatiach lub antypatiach prowincjonalnych i jeszcze szerzej: w podobnym sposobie odczuwania, reagowania i stosunku do różnych zagadnień w jednym narodzie czy w jednej religii. Stanowią one bowiem jakby szerokie warstwy atmosfery otaczające daną rodzinę, prowincję, religię i naród, przez którą widzi się istotnie wszystko jak przez szkła o specyficznej barwie. Oddziaływają one wyraźnie i nieraz bardzo silnie na przewodniki psychiczne jednostek danej grupy, wywołując w niej żywe oddźwięki i łatwe wibracyjne odpowiedzi. Tak się tworzą „ogólne opinie” przyjmowane bezkrytycznie przez szereg ludzi, sprawdzane niezmiernie rzadko; zakorzenione przesądy, których zmienić nie ma sposobu, bo stanowią już jakby drugą naturę, niechęci narodowe, pogarda dla innych religii itd. Innymi słowy można powiedzieć, iż taka rodzinna, prowincjonalna, religijna czy narodowa myślowa atmosfera ma ogromny wpływ na poszczególne jednostki i może w dużej mierze zmieniać linię ich indywidualnego reagowania oraz działania, ograniczając przy tym ich zdolności do wyrażania swoich wrodzonych talentów, właściwości i cech. Przypuśćmy np., iż jakąś nową wielką ideę przedstawi się człowiekowi, spojrzy on na nią z konieczności poprzez ów kolektywny myślo-kształt, ową atmosferę, która go zewsząd otacza i zabarwia, a zapewne i skrzywia widzenie. Na jego indywidualnej drodze rozwoju może to być znaczną przeszkodą i ograniczeniem karmicznym.
A wpływ takich kolektywnych istności astralnych nie ogranicza się bynajmniej do poszczególnych ludzi. Jeśli są one tworem myśli gwałtownych, mściwych, nienawistnych i okrutnych, ożywiająca je destrukcyjna energia jest tak dynamiczna, iż może często oddziaływać jako niszcząca siła i na sferę fizyczną, stanowiąc potężny wir, wicher lub jakby cyklon psychiczny. Takie olbrzymie wiry stają się niejednokrotnie przyczyną katastrof, tak w przyrodzie - wyrażając się w huraganach, trzęsieniach ziemi, powodziach, itp. - jak i w świecie ludzkim w nagłych nieszczęśliwych wypadkach, w starciach, buntach, strajkach, gwałtach, zamieszkach, gromadnych okrucieństwach, psychozach tłumów a wreszcie rewolucjach. Gromadne opętanie okrucieństwem Niemców, wciągające we wspólny prąd jednostki skądinąd kulturalne, jak i stadowe nastawienia i potworności stosowane jako rzeczy normalne przez różne ugrupowania i zespoły ludzi dają się snadnie wytłumaczyć jako ponad normalnie wzmacniane przez owe kolektywne istności świata psychicznego, które tworzą gęstą, nieprzenikliwą dla innych wibracji „otoczkę” atmosfery. Podobnie działają przesądy klasowe, religijne, rasowe, narodowe i polityczne. Nieraz ludzie na ogół indywidualnie szerocy i o niezależnych sądach podlegają nieświadomie całkowitemu ich wypaczeniu i stronności opinii i reagowań, gdy dotyka się spraw, które w owej kolektywnej atmosferze mają swe wyraźne mniej lub bardziej silne zabarwienie i siłę narzucającego się nacisku. Sami o tym nie wiedząc, stają się jej niewolnikami. A wyszarpnąć się i uwolnić od tego wpływu nie jest bynajmniej łatwo. Wszelkie „ghetta”, choćby o jak najlepszych założeniach są dla rozwoju jednostki fatalne, bo pozbywają własnego sądu, gdyż niewolą umysłu wypaczają jego działanie. A porównywanie, wmyślanie się i wżywanie w odrębne od naszych pojęcia, przekonania, uczucia i reagowania ludzi należących do innych ugrupowań politycznych, klasowych czy narodowych jest niejednokrotnie zbawienne - rozszerza, oswobadza od rutyny i przesądu, ułatwia wyraźnie samodzielność myślenia.
Teraz może łatwiej nam będzie zrozumieć, dlaczego myśli o swoich wadach, winach, „grzechach”, słabościach i „niegodnościach” tak bardzo częste wśród pewnych sfer naszego społeczeństwa są szkodliwe i destrukcyjne. Obrazy jakiegoś czynu, za który niby to chcemy „żałować”, unoszą się wokół nas, wiszą w naszej atmosferze, narzucają się ilekroć nie jesteśmy czymś innym wyraźnie zajęci i zamiast naszą uwagę od powtórzenia podobnego czynu odwracać, mimowiednie ją do niego przywiązują, przykuwają, a co za tym idzie ułatwiają, a nawet automatycznie przybliżają powtórzenie się tego samego. Rozpamiętywanie jakichkolwiek bolesnych, pełnych choćby najszlachetniejszego cierpienia zdarzeń, choć intencję może mieć najlepszą, chęć wzbudzenia w sobie współczucia np. w istocie daje impuls do gromadzenia się wokół nas, w naszej psychicznej atmosferze obrazów przygnębiających zarówno nas samych jak każdego wrażliwego człowieka, który wchodzi z nami w kontakt.
Polacy jak i Hindusi są nadzwyczajnie wrażliwi w tej dziedzinie, podlegają łatwo tzw. „nastrojom” pozornie bezprzyczynowym, a dającym się łatwo zrozumieć i wytłumaczyć, znając tę naukę o tworzeniu się fal myślowych o udzielaniu się ich wibracji innym, równie łatwo jak udziela się nam ciepło przy rozpalonym piecu, czyli „zaraźliwych”. Toteż zwłaszcza nam Polakom nauka o sile i oddziaływaniu myśli, tak na nas samych jak na otoczenie jest niezmiernie użyteczna, a w zastosowaniu praktycznym może być dla wielu zbawienna.
Wszelkie wspominanie rzeczy ciężkich, okrutnych czy bolesnych - bez względu na pobudkę - jest niepożądane i szkodliwe. Czy to będą nasze własne „grzechy" czy pamięć doznanych krzywd i przykrości, czy tak powszechne „wyrzuty sumienia” w stosunku do kogoś drogiego, kto odszedł.
Jeszcze na jeden niezmiernie ważny punkt należy zwrócić uwagę - a grzeszymy w tej dziedzinie wszyscy dzięki zupełnej niewiedzy - oto przypisywanie innym złych motywów, podejrzewanie, obmawianie, zatrzymywanie ciągłe lub częste uwagi o wadach, złych skłonnościach, przywarach, uchybieniach, otacza tych ludzi obrazami tychże wad, wibracjami odpowiadającymi tymże cechom i staje się nie tylko wzmacnianiem w nich tego, o czym myślimy, o co ich posądzamy, ale może być czynnikiem wyraźnie popychającym ich do tego, o co są posądzani; a czasem - jeśli myśl jest silna - może niejako „zmusić” drugiego człowieka do popełnienia czynu, którego sam bez niczyjego wpływu może by nie popełnił.
Jest to dziedzina niezmiernie ważna, wszystko to jest aktualne w codziennym naszym życiu, przyczynia bowiem więcej szkody i nieszczęścia, niż byśmy mogli sobie wyobrazić. Odpowiedzialność nasza jest w tym stokroć większa, niż mogłoby się zdawać, a co za tym idzie i skutki karmiczne poważniejsze niż przynoszą inne, zdawałoby się o wiele cięższe czynne „wykroczenia”. Myśląc, że nasz sąsiad jest złodziejem, pomagamy mu do zostania nim albo zasilamy w nim tę skłonność. Myśląc o kimś ze swojej rodziny np., iż jest nieuczynny, obojętny, złośliwy, posyłamy mu zasilające te cechy wibracje i wzmacniamy to, czego byśmy pragnęli w nim nie widzieć.
Zwłaszcza Polacy są skłonni w swym zacietrzewieniu w dyskusji czy sporach politycznych np. do widzenia w tych, którzy mają inne od nich zdanie wszystkich możliwych wad, podłości i wykroczeń aż do najpoważniejszych i najbrzydszych. Równie ogólną skłonnością jest obmowa. Wszędzie, gdzie się ludzie gromadzą pierwszym nieraz tematem są tzw. „krytyczne” uwagi na temat innych. Zaczynają się od „niewinnego” krytykowania stroju czy zachowania się, dochodzą do szkalowania, zarzutów natury moralnej, poddawania w wątpliwość uczciwości, itp. Otóż takie tworzenie negatywnych myślowych prądów i myślokształtów jest nie tylko zdecydowanie szkodliwe dla „odbiorców”, ale i dla tych, którzy wyżywają swe namiętności w krytyce. Skutki tego są smutne, zarówno dla ich własnego charakteru, jak i w znacznym cierpieniu po „tamtej stronie” i w życiu przyszłym. Znamienne jest, iż jednym z najpoważniej zalecanych prawideł w Jodze jest zupełne powstrzymanie się od przypisywania innym ludziom złych pobudek, od myślenia i mówienia o ich wadach i uchybieniach, a obmowy są uważane za duży grzech.
Należy jeszcze wspomnieć o szkodliwym wpływie na dzieci atmosfery myślowej, jaką je otaczamy. A częste ich strofowanie i mówienie o ich złych skłonnościach czy nieustanne wypominanie „niegrzeczności”, itp. tylko je w tym utwierdza, a nigdy nie może dać dobrego rezultatu. Natomiast otaczanie ich atmosferą harmonii, miłości, ufności, wesołego wyrozumienia, wiary w ich wrodzoną dobrą naturę może cudów dokonać. W ogóle nieskończenie wiele dobrego możemy zrobić myślą wszędzie wokoło w całej atmosferze; możemy ją po prostu zmieniać, jeśli tego naprawdę zechcemy, jak i pomagać jednostkom nieść pociechę, otuchę, ulgę, dodawać energii, wiary w siebie - tak bardzo ludziom potrzebnej - możemy koić cierpienie a odpędzać, np. od bliskich i drogich nam ludzi złe wpływy, smutki i przygnębienia. Możemy podnosić na duchu, wzmacniać odwagę, a nawet szerzyć wokół radość życia, wiarę w człowieka, w „lepszą przyszłość” i w zwycięstwo dobra i sprawiedliwości, itd. Dziedzina dobrego działania myślą (jak i złego) jest niemal nieograniczona. Umiejętność pomagania myślą nabywa się, gdy jest w nas szczera i silna po temu chęć, dość życzliwości dla ludzi, jak i rozumienia elementarnych podstaw owych praw rządzących myślą i jej działaniem. Właśnie myśl ma największy wpływ na naszą przyszłość, na charakter, życie, warunki, cierpienia lub radości, czyli na nasz - tzw. los.
Gdybyśmy jeno mogli zdać sobie sprawę, jak dosłownie codziennie tkamy sieć tego swego losu stosunkiem do tego, co nas otacza, do ludzi wokoło, do zdarzeń i wypadków. Urabiamy sobie przyszłe więzienie, przygotowujemy sobie jeszcze cięższe warunki, jeśli nie potrafimy przyjmować tego, co nas spotyka z pogodą a przynajmniej ze spokojem. Zazwyczaj jest w nas nieustanny protest, nierzadko głuchy bunt, a nawet zacięcie się wobec „niesprawiedliwości” życia, czy losu…
Rozejrzawszy się wokoło możemy stwierdzić, że życia ludzkie składają się przeważnie z drobnych, choć dokuczliwych trosk, kłopotów, trudności, małych smutków, małych ograniczeń i przeszkód. Stosunkowo rzadko poza wyjątkowymi epokami w historii przychodzą wielkie klęski, srogie cierpienia, rozpacze i męki. I to jest ciekawy fakt, że te wydobywają nawet z przeciętnych skądinąd ludzi właśnie nieprzeciętną siłę, odpór, wytrzymałość, cierpliwość, jakby wzniosły ich ponad siebie, jakby zmuszały do niecodziennej reakcji. Mieliśmy mnóstwo takich przykładów podczas ostatniej wojny, mamy i dziś tam, gdzie warunki są niezwykle trudne. O ile mogłam zauważyć znaczne ciosy budzą w ludziach jakby instynktowne poczucie, że się poza nimi tai coś wielkiego, czego nie można spotykać protestem, jakby intuicyjne odczucie boskiego wiewu, jakiejś Obecności (wszak Karma jest podstawowym Prawem bożego wszechświata, a rządzą nią wielkie Anioły, więc instynkt ten jest uzasadniony).
Tu nie na stosunek do tych wyjątkowych ciosów czy klęsk chcę zwrócić uwagę a na te drobnostki codziennego życia, które je czynią ciężkim, nieraz nieznośnym a zawsze beztwórczym. Na rycinie Nr I autor podaje znamienne oświetlenie oparte na doświadczeniu i bezpośrednim widzeniu, co jakie stwarza na przyszłość skutki. I oto zaznacza, że „troski, smutki, trudności z ludźmi” są bezpośrednim wynikiem „ostrych sądów, pretensji, krytyk”. Warto się nad tym poważnie zastanowić. Któż z nas ostro nie sądzi otaczających czy też widocznych na jakiejkolwiek arenie publicznego życia ludzi? Któż z nas nie ma wciąż pretensji, że otrzymujemy mniej (od życia i ludzi) aniżeli się nam „należy”, obrażając się i zacinając na najlżejsze uchybienia innych w stosunku do nas? Kto nie krytykuje ciągle niemal wszystkiego?
Zdaje mi się, że wśród nas Polaków ogólny stosunek krytyczny jest uważany za przejaw inteligencji a jego brak za naiwność, nieraz prawie głupotę. Wiem z własnego doświadczenia jak ta narodowa wada się przejawia, jak trudno ją uchwycić na „gorącym uczynku" i ... powstrzymać się na czas. Ale i własnym doświadczeniem doszłam do stwierdzenia, jak wielką to jest przeszkodą. A przy starannej analizie widzimy, iż u podłoża owego krytycznego nastawienia tai się nieraz chęć, aby ludzie byli takimi, jakimi my byśmy chcieli, a nieraz i nieświadoma chęć wywyższenia siebie na tle krytykowanych. Oddziela nas to od innych, krzywdzi ich, więc staje się poważną przeszkodą na drodze Jogi. Dzinaradżadasa, który podał wyżej wspomniany diagram, mówił, iż większość codziennych trosk, trudności, kłopotów i przeszkód jest stwarzana właśnie przez taką krytykę wszystkich. A ciekawy pisarz chiński (5) idzie tak daleko, iż twierdzi że zawsze protest i niezadowolenie, choćby nawet z pogody jest dysharmonijne i stwarza pełne dysonansu dla nas skutki. Nie wiemy czy tak jest istotnie, ale warto nad tym pomyśleć. Jeśli największą mądrością życia otwierającą nam drogę do duchowości i bezpośredniego kontaktu z Prawdą jest przyjmowanie w naszym życiu wszystkiego, co jest bez sprzeciwu ani odpychania, starając się je zrozumieć, wniknąć w głąb, wyczuć jego utajone znaczenie i jakby płynąć z prądem życia, uzgadniając swój rytm z jego wielkim, acz rzadko dla nas zrozumiałym rytmem. W takim razie protest czy takie niezadowolenie nawet z przejawów życia przyrody - z rodzaju pogody - może istotnie być dysharmonią i naruszać nasz do przyrody prosty i otwarty stosunek. Być może cytuję te słowa, aby zwrócić uwagę czytelnika, że każda dysharmonijna wibracja przez nas w świat rzutowana musi w formie równie dysharmonijnej do nas powrócić. Więc musimy pamiętać, że dziś, teraz, tworzymy nasz mniej lub bardziej bezpośredni „los” razem z jego nieznośnymi i ciężkimi czynnikami. A wszelka ostra krytyka, osąd, niezadowolenie, sprzeciw itp. są zawsze dysharmonijne, gdy je dodajemy do już istniejących trudności, powiększamy je na przyszłość, a nieraz mnożymy do dziesiątej potęgi.
Najładniejszym do swego „losu” stosunkiem, jaki mi się zdarzyło spotkać, był stosunek jednej mojej młodej przyjaciółki. Mówiła mi - cytuję własnymi słowami, bo było to dawno - że ilekroć coś ciężkiego ją spotyka czy też odwrotnie niespodzianie radosnego, wydaje się jej, że jakaś niewidzialna ręka wyciąga się ku niej z zagadkowym nieraz niezrozumiałym darem; ale zawsze czuje w nim ukrytą miłość czy niesie on ból i mękę, czy lot i natchnienie, jakie prawdziwa radość najczęściej daje. Ręka ta zdaje się błogosławić i jakby zachęcać do rozwikłania zagadki, co dar jej oznacza, jak należy go przyjąć, jaką dać „odpowiedź”. I właśnie ta pewna tajemniczość, ten dziwny ukryty wewnętrzny sens każdego zdarzenia nadają mu jakiś czar, bez względu na to czy nas raduje, czy choćby płomiennie boli. Opowiadała mi o swej niemal bezwzajemnej miłości, bo odwzajemnianej nieproporcjonalnie słabo w stosunku do jej uczucia. Pamiętam jej słowa: „zdaje mi się, iż mam duszę w ogniu, wprost czuję, jak się tam coś stapia, spłomienia, jakby się przygotowywał nowy stop nowego „metalu”. Nie dbam o ten ból, jeśli jest wielki, jest zawsze błogosławiony. Chodzi mi tylko i jedynie o prawdę uczucia, o czystość tj. brak wszelkich domieszek analizy, rozumowań, zastanawiania się czy bronienia przed cierpieniem. Chodzi mi o prostotę żywiołu, jakim jest np. woda czy ogień. Powódź i pożar niszczą, a przecież zawsze są potężne i ... czyste”.
Oto stosunek piękny. Oczywiście nie tylko w przeżyciu o rzadkim nasileniu tak czuła i tak spotykała ona los, ale i we wszystkich mniejszych, niemal nieznacznych zdarzeniach swego bogatego i trudnego życia. Dodawała, że odczuwanie tej „niewidzialnej ręki” jakby przełamywało krąg jej samotności, jakby to była nieustająca obecność przyjacielskiej mocy, prawie „osoby”. Dużo się od tej dziewczyny nauczyłam, choć byłam od niej starsza i jak mi się w zarozumiałości mej wydawało - mądrzejsza.
Takie odgadywanie wewnętrznego znaczenia dziejących się zdarzeń można zastosować do bardzo złożonych i nieraz rozpaczliwie splątanych stosunków rodzinnych. Można być zupełnie pewnym, że z członkami najbliższej naszej rodziny łączy nas dawna Karma i to zarówno dobra jak zła. Ileż to ciasno zaciśniętych zdawałoby się niemożliwych do rozwikłania więzów ukrywają rodzinne stosunki! Wszelkie odcienie miłości, ale ... jakże często i nienawiści, tyranii, ucisku, buntu, zaciętości, lęku, itp. kryją stosunki rodziców do dzieci i odwrotnie, a tym bardziej dwojga towarzyszy w małżeństwie. Można na jedno zwrócić uwagę, oto stosunki takie są zawsze zagadką do rozwiązania. Im prędzej potrafimy wyczuć, co nas łączy z danym człowiekiem - bo wszelkie odmiany nienawiści, pamięć krzywdy np. żal, gorycz, opór czy bunt czy też odwrotnie: bierne poddawanie się wbrew sobie itd. itd. - wiąże równie silnie, jak wszystkie odcienie miłości. Jeśli „mamy dość” kogoś z członków z naszej rodziny, oznacza to właśnie, że zaciskamy węzeł zamiast go rozluźniać; że knujemy nowe ogniwa łańcucha, który z nas w przyszłości uczyni niewolnika, zamiast - jak byśmy chcieli - jak najprędzej rozbić więzy i uwolnić się. Jest to kwestia niezmiernie złożona i trudna, bo każdy wypadek jest jakby oddzielnym, odrębnym zagadnieniem. Nie mogę ani podawać tu przykładów, ani omawiać szczegółowiej sposobów ich rozwiązywania. Zwracam tylko uwagę czytelnika, aby się głęboko zastanowił nad takimi związkami i starał się je w świetle nauki o Karmie i reinkarnacji dogłębnie zrozumieć. A gdy, choćby w błysku zdoła uchwycić znaczenie i treść poszczególnego męczącego związku, aby się starał rozplątywać węzeł, a nie zaciskać go, bowiem - powtórzę: wszelkie niechęci i uczucia destrukcyjne łączą z drugim człowiekiem równie silnie jak uczucia miłości, przywiązania, wdzięczności, itp. więc skutek takich niechęci jest odwrotny niżbyśmy chcieli. Chodzi nam o pozbycie się nieprzyjemnego towarzysza, o oddalenie się czy nawet ucieczkę od niego, a właśnie zacieśniamy łączące z nim nici i nie uwolnimy się od tych więzów, dopóki nie zrozumiemy ich i nie zneutralizujemy, czy nie przeciwważymy wszelkich wrogich i nieprzyjaznych uczuć - krzywd czy odwrotnie - mściwości i gniewu lub żalu za doznane od tego człowieka krzywdy - stosunkiem i energią odwrotną. Gdyby ludzie o tym prawie wiedzieli a ci, którzy wiedzą, gdyby o nim pamiętali, jakże inaczej musieliby postępować.
Prawo karmy. Cel przyczyny i skutku
Karma i reinkarnacja
Niewzruszoność prawa
Sfery wszechświata
Tworzenie się myślo-kształtów
Działanie myślokształtów
Tworzenie się karmy
Koniec cyklu
Nasz stosunek do karmy
Urabianie karmy
Ustanie karmy indywidualnej
Zakończenie
Karma kolektywna
Owe „zamieszkałe” przez Kama-dewata myślo-kształty trwają dłużej lub krócej zależnie przede wszystkim od intensywności początkowego impulsu nadanego im przez człowieka - od sumy energii, która je naładuje - a następnie od zasilania jej poprzez powtarzanie tej samej myśli przez twórcę lub innych ludzi wokoło. Życie może ich być wzmacniane nieustannie i utrwalane na długi czas przez powtarzającą się tego samego rodzaju myśl, np. gdy w medytacji cała uwaga skupia się na wgłębianiu się i rozmyślaniu nad jedną ideą, myślo-kształt przez nią stworzony w świecie psychicznym nabiera bardzo dużej trwałości i może istnieć szereg lat. Myślo-kształty o podobnym charakterze przyciągają się i wzajemnie wzmacniają, przez co intensywność energii ożywiającej je niezmiernie wzrasta i aktywność ich się wzmaga.
Myślo-kształty pozostają w łączności ze swym twórcą przez powinowactwo i - nie mając lepszego słowa na określenie tego związku, powiemy - magnetyczny związek i ze swej strony oddziaływają na swego rodzica, wywołując w nim skłonność do powtarzania tej samej myśli. A w wypadku, o którym wyżej wspomnieliśmy - stałego utrwalania myślo-kształtu przez skupianie uwagi na tej samej idei, stwarza się w człowieku przyzwyczajenie, niemal nałóg myślowy, tworzą się jakby „koleiny” czy też „wyżłobiny” lub obrazowiej powiedziawszy - buduje się coś w rodzaju „odlewniczej formy”, w którą myśl niemal automatycznie wpływa i przybiera jej kształt. Zjawisko to może być pomocne i dobre, jeśli temat jest szlachetny i wzniosły, np. piękne pojęcie, ideał, ale w większości wypadków jest zgoła szkodliwe, gdyż tworzą się skrzepnięcia, zatory, „martwe pola” w psychice, hamujące swobodny rozwój myśli, rozszerzanie jej horyzontów, bezstronne badanie i wyrabianie sobie nowych sądów. Człowiek staje się niewolnikiem stworzonych przez siebie nałogów, czyli martwej przeszłości. Jest to tak powszechne, iż każdy czytelnik, który zechce sobie zadać nieco trudu, może się przekonać o prawdziwości tego twierdzenia przez własną obserwację.
Warto rozpatrzyć takie tworzenie się nałogów myślowych nieco dokładniej, gdyż pokaże nam ono wyraźnie, chociaż w małej skali jak działa Karma. Wyobraźmy sobie umysł dość wyrobiony, a nie mający za sobą żadnej działalności w przeszłości - jest to oczywiście praktyczną niemożliwością - ale przyjmijmy to jako założenie teoretyczne dla ułatwienia sobie rozjaśnienia paru ważnych punktów całego zagadnienia, o które nam chodzi. Wyobraźmy więc, iż taki umysł, działający zupełnie swobodnie i niezależnie, stwarza pewien myślo-kształt, po czym tę samą myśl wielokrotnie powtarza, aż powstaje w nim przyzwyczajenie tak, iż energie myślowe nieznacznie i niemal nieświadomie wpływają w te same koleiny bez udziału woli lub wyboru ze strony myślącego. Wyobraźmy sobie dalej, iż tenże dochodzi po pewnym czasie do przekonania, że była to myśl niesłuszna, fałszywa a nałóg wręcz szkodzący jemu samemu lub innym, tamujący jego dalszy rozwój. Co ma przedsięwziąć, by się od tego automatyzmu uwolnić?
Powtórzmy: początkowo, dzięki swobodnemu i bezpośredniemu działaniu umysłu, znajdującemu w pewnych koleinach duże ułatwienie dla wyrażania swych energii mogło to być znaczną pomocą, czynnikiem dodatnim w jego rozwoju. Jednak z chwilą, gdy stało się przyzwyczajeniem, zmieniło się w ograniczenie, skrzepnięcie, czyli - przeszkodę. Chcąc ją usunąć musi człowiek na nowo własnowolnie podjąć wysiłek myśli w kierunku odwrotnym, tj. ku wyczerpaniu, zneutralizowaniu a w końcu całkowitemu zniweczeniu owej przeszkody.
Oto drobny karmiczny cykl w skrócie: swobodny umysł wyrabia nałóg myślowy, w którego zamykających go ramach jest zmuszony działać. Lecz zachowuje swobodę w obrębie tych ram i może wpływać od wewnątrz niejako ku zniweczeniu niewoli, nie tylko nie zasilając już więcej dawnego nałogu, ale go świadomie i dobrowolnie neutralizując i niwecząc przez odwrotne, wyraźne myślenie.
Oczywiście nie przychodzimy na ten świat nigdy myślowo wolni, gdyż przynosimy ze sobą z przeszłości obfity bagaż pojęć i przesądów, liczne przez nas samych stworzone ograniczenia i więzy; ale proces tworzenia każdego z poszczególnych więzów rozwija się wedle wyżej przytoczonego kręgu - umysł sam je tworzy, zamyka się w nie, musi znosić, ale może i obserwować i zdawać sobie z nich sprawę, a gdy uzna za szkodliwe lub niepożądane, ma możność zniwelować je i uwolnić się od nich przez własny świadomy wysiłek.
Myślo-kształty mogą być również kierowane przez ich twórcę ku poszczególnym osobom, którym przeszkadzają i szkodzą lub pomagają i czynią dobrze zależnie od intencji nadawcy, a co zatem idzie od rodzaju „zamieszkującej” je i ożywiającej istności. Przekonanie, iż dobre życzenia, modlitwy i miłość mają duże znaczenie dla tych, do których się zwracają, nie jest ani przesądem, ani czczą imaginacją, a odpowiada prawdzie w najściślejszym tego słowa znaczeniu. Tworzą one bowiem jakby ochronny krąg wokół kochanej osoby, oddalają wiele złych wpływów a nawet niebezpieczeństw.
Człowiek nie tylko jest sam wytwórnią myślo-kształtów, nie tylko je wciąż rzutuje na otaczającą atmosferę, ale jest i rodzajem magnesu przyciągającego z niej myśli innych o podobnym charakterze i zabarwieniu. Może więc zasoby własnej energii znacznie zasilać przez energie z zewnątrz, a od niego samego zależy czy przyciągnie i wplecie w swoją myśl czynniki dobre czy złe, pomagające mu czy przeszkadzające w dalszej drodze ewolucyjnej. Jeśli jego własne myśli będą szlachetne, dobre i twórcze, przywołają na pewno rzesze dobroczynnych i pomocnych istności i nieraz będzie się dziwił skąd mu przychodzi taka moc w dokonywaniu wielu prac i czynów dobrych; moc, która zdaje mu się - i słusznie - tak bardzo przewyższa możliwości jego własnej energii. Podobnie człowiek o myślach niskich i podłych przyciągnie tłumy złośliwych istności i nieraz ta ponad miarę zasilona w nim nienawistna energia popchnie go do zbrodni dla niego samego prawie niespodziewanej, aż spojrzawszy wstecz gotów wykrzyknąć: „Chyba jakiś diabeł mnie do tego skusił!” I będzie miał najzupełniejszą rację. Owe złośliwe siły - przywołane przez jego własne myśli - „przepełniły czarę” i pchnęły go do konkretyzacji myśli w czyn; tak jak nasycony roztwór za najmniejszą drobiną dodaną musi się ściąć, skrystalizować. Ale to jego własna wola ku złemu wyrażona w nienawistnej myśli, przyciągając podobne siły z zewnątrz doprowadziła go i do widzialnej katastrofy.
Istności - Kama-dewata - ożywiające nieco inne lecz podobne w rodzaju myślo-kształty zarówno dobroczynne jak szkodzące nawiązują kontakt z tymi, które są stale wplecione w budowę astralnego ciała człowieka, jak i z tymi, które stanowią „duszę” stwarzanych przez niego myślo-kształtów. Czyli można powiedzieć, iż przyciągnięte działają niejako i w nim, choć nadchodzą z zewnątrz. Ale wpływ ku dobremu lub złemu mogą wywrzeć na człowieka tylko wówczas, jeśli znajdą w nim powinowate wibracje - podobne im samym w barwie i charakterze - z którymi mogą się połączyć. Jeśli tej podstawy podobieństwa brak pozostają całkowicie bezsilne i nie mogą mieć żadnego na człowieka wpływu. Poza tym istności o odwrotnych wibracjach w myślo-kształtach o zupełnie odmiennym charakterze odpychają się wzajemnie, a czasem całkowicie neutralizują. A więc wszystkie okrutne i mściwe odskoczą niejako od człowieka o myślach i uczuciach szlachetnych, odepchnięte samą jego atmosferą, która mając zgoła inną szybkość wibracji a więc i barwę, staje się jakby naturalnym ochronnym murem, odpychającym samo przez się wszystko nędzne i plugawe.
Innym działaniem myślo-kształtów przynoszącym ważne a różnorodne skutki i mającym duże znaczenie w tworzeniu się naszej Karmy jest wpływ, jaki wywierają na innych ludzi. Przypomnijmy znów przytoczone uprzednio słowa: „każdy człowiek na swym szlaku w przestrzeni otacza się własnym światem… a każda wrażliwa, nerwowa istota wchodząca w kontakt z tym prądem podlega jego działaniu; a siła i zasięg tego wpływu zależą od intensywności i dynamiki tego świata. ” Wprawdzie ów prąd musi do pewnego stopnia oddziaływać niemal na każdego, kto się z nim zetknie. Ale oczywiście im większa jest wrażliwość danej jednostki, tym silniejszy wpływ. Istności tej sfery mając wyraźną tendencję do wzajemnego przyciągania się wedle powinowactwa wibracji, gromadzą się w grupy - rodzaj zespołów - posiadające jakby wspólny instynkt „stadny,” tworzą coś na kształt jednostki kolektywnej. Gdy człowiek rzuca w otaczającą przestrzeń pewien myślo-kształt, ten nie tylko pozostaje w magnetycznym kontakcie z nim samym, ale przyciągany przez zespół podobnych zasila go i powiększa, przyczyniając się tym sposobem do wzrostu dobrej lub złej kolektywnej siły.
Wpływ takich dużych kolektywnych myślo-kształtów daje się zauważyć w specjalnym zabarwieniu myśli w jednej rodzinie np. lub we wspólnych opiniach, przesądach, sympatiach lub antypatiach prowincjonalnych i jeszcze szerzej: w podobnym sposobie odczuwania, reagowania i stosunku do różnych zagadnień w jednym narodzie czy w jednej religii. Stanowią one bowiem jakby szerokie warstwy atmosfery otaczające daną rodzinę, prowincję, religię i naród, przez którą widzi się istotnie wszystko jak przez szkła o specyficznej barwie. Oddziaływają one wyraźnie i nieraz bardzo silnie na przewodniki psychiczne jednostek danej grupy, wywołując w niej żywe oddźwięki i łatwe wibracyjne odpowiedzi. Tak się tworzą „ogólne opinie” przyjmowane bezkrytycznie przez szereg ludzi, sprawdzane niezmiernie rzadko; zakorzenione przesądy, których zmienić nie ma sposobu, bo stanowią już jakby drugą naturę, niechęci narodowe, pogarda dla innych religii itd. Innymi słowy można powiedzieć, iż taka rodzinna, prowincjonalna, religijna czy narodowa myślowa atmosfera ma ogromny wpływ na poszczególne jednostki i może w dużej mierze zmieniać linię ich indywidualnego reagowania oraz działania, ograniczając przy tym ich zdolności do wyrażania swoich wrodzonych talentów, właściwości i cech. Przypuśćmy np., iż jakąś nową wielką ideę przedstawi się człowiekowi, spojrzy on na nią z konieczności poprzez ów kolektywny myślo-kształt, ową atmosferę, która go zewsząd otacza i zabarwia, a zapewne i skrzywia widzenie. Na jego indywidualnej drodze rozwoju może to być znaczną przeszkodą i ograniczeniem karmicznym.
A wpływ takich kolektywnych istności astralnych nie ogranicza się bynajmniej do poszczególnych ludzi. Jeśli są one tworem myśli gwałtownych, mściwych, nienawistnych i okrutnych, ożywiająca je destrukcyjna energia jest tak dynamiczna, iż może często oddziaływać jako niszcząca siła i na sferę fizyczną, stanowiąc potężny wir, wicher lub jakby cyklon psychiczny. Takie olbrzymie wiry stają się niejednokrotnie przyczyną katastrof, tak w przyrodzie - wyrażając się w huraganach, trzęsieniach ziemi, powodziach, itp. - jak i w świecie ludzkim w nagłych nieszczęśliwych wypadkach, w starciach, buntach, strajkach, gwałtach, zamieszkach, gromadnych okrucieństwach, psychozach tłumów a wreszcie rewolucjach. Gromadne opętanie okrucieństwem Niemców, wciągające we wspólny prąd jednostki skądinąd kulturalne, jak i stadowe nastawienia i potworności stosowane jako rzeczy normalne przez różne ugrupowania i zespoły ludzi dają się snadnie wytłumaczyć jako ponad normalnie wzmacniane przez owe kolektywne istności świata psychicznego, które tworzą gęstą, nieprzenikliwą dla innych wibracji „otoczkę” atmosfery. Podobnie działają przesądy klasowe, religijne, rasowe, narodowe i polityczne. Nieraz ludzie na ogół indywidualnie szerocy i o niezależnych sądach podlegają nieświadomie całkowitemu ich wypaczeniu i stronności opinii i reagowań, gdy dotyka się spraw, które w owej kolektywnej atmosferze mają swe wyraźne mniej lub bardziej silne zabarwienie i siłę narzucającego się nacisku. Sami o tym nie wiedząc, stają się jej niewolnikami. A wyszarpnąć się i uwolnić od tego wpływu nie jest bynajmniej łatwo. Wszelkie „ghetta”, choćby o jak najlepszych założeniach są dla rozwoju jednostki fatalne, bo pozbywają własnego sądu, gdyż niewolą umysłu wypaczają jego działanie. A porównywanie, wmyślanie się i wżywanie w odrębne od naszych pojęcia, przekonania, uczucia i reagowania ludzi należących do innych ugrupowań politycznych, klasowych czy narodowych jest niejednokrotnie zbawienne - rozszerza, oswobadza od rutyny i przesądu, ułatwia wyraźnie samodzielność myślenia.
Teraz może łatwiej nam będzie zrozumieć, dlaczego myśli o swoich wadach, winach, „grzechach”, słabościach i „niegodnościach” tak bardzo częste wśród pewnych sfer naszego społeczeństwa są szkodliwe i destrukcyjne. Obrazy jakiegoś czynu, za który niby to chcemy „żałować”, unoszą się wokół nas, wiszą w naszej atmosferze, narzucają się ilekroć nie jesteśmy czymś innym wyraźnie zajęci i zamiast naszą uwagę od powtórzenia podobnego czynu odwracać, mimowiednie ją do niego przywiązują, przykuwają, a co za tym idzie ułatwiają, a nawet automatycznie przybliżają powtórzenie się tego samego. Rozpamiętywanie jakichkolwiek bolesnych, pełnych choćby najszlachetniejszego cierpienia zdarzeń, choć intencję może mieć najlepszą, chęć wzbudzenia w sobie współczucia np. w istocie daje impuls do gromadzenia się wokół nas, w naszej psychicznej atmosferze obrazów przygnębiających zarówno nas samych jak każdego wrażliwego człowieka, który wchodzi z nami w kontakt.
Polacy jak i Hindusi są nadzwyczajnie wrażliwi w tej dziedzinie, podlegają łatwo tzw. „nastrojom” pozornie bezprzyczynowym, a dającym się łatwo zrozumieć i wytłumaczyć, znając tę naukę o tworzeniu się fal myślowych o udzielaniu się ich wibracji innym, równie łatwo jak udziela się nam ciepło przy rozpalonym piecu, czyli „zaraźliwych”. Toteż zwłaszcza nam Polakom nauka o sile i oddziaływaniu myśli, tak na nas samych jak na otoczenie jest niezmiernie użyteczna, a w zastosowaniu praktycznym może być dla wielu zbawienna.
Wszelkie wspominanie rzeczy ciężkich, okrutnych czy bolesnych - bez względu na pobudkę - jest niepożądane i szkodliwe. Czy to będą nasze własne „grzechy" czy pamięć doznanych krzywd i przykrości, czy tak powszechne „wyrzuty sumienia” w stosunku do kogoś drogiego, kto odszedł.
Jeszcze na jeden niezmiernie ważny punkt należy zwrócić uwagę - a grzeszymy w tej dziedzinie wszyscy dzięki zupełnej niewiedzy - oto przypisywanie innym złych motywów, podejrzewanie, obmawianie, zatrzymywanie ciągłe lub częste uwagi o wadach, złych skłonnościach, przywarach, uchybieniach, otacza tych ludzi obrazami tychże wad, wibracjami odpowiadającymi tymże cechom i staje się nie tylko wzmacnianiem w nich tego, o czym myślimy, o co ich posądzamy, ale może być czynnikiem wyraźnie popychającym ich do tego, o co są posądzani; a czasem - jeśli myśl jest silna - może niejako „zmusić” drugiego człowieka do popełnienia czynu, którego sam bez niczyjego wpływu może by nie popełnił.
Jest to dziedzina niezmiernie ważna, wszystko to jest aktualne w codziennym naszym życiu, przyczynia bowiem więcej szkody i nieszczęścia, niż byśmy mogli sobie wyobrazić. Odpowiedzialność nasza jest w tym stokroć większa, niż mogłoby się zdawać, a co za tym idzie i skutki karmiczne poważniejsze niż przynoszą inne, zdawałoby się o wiele cięższe czynne „wykroczenia”. Myśląc, że nasz sąsiad jest złodziejem, pomagamy mu do zostania nim albo zasilamy w nim tę skłonność. Myśląc o kimś ze swojej rodziny np., iż jest nieuczynny, obojętny, złośliwy, posyłamy mu zasilające te cechy wibracje i wzmacniamy to, czego byśmy pragnęli w nim nie widzieć.
Zwłaszcza Polacy są skłonni w swym zacietrzewieniu w dyskusji czy sporach politycznych np. do widzenia w tych, którzy mają inne od nich zdanie wszystkich możliwych wad, podłości i wykroczeń aż do najpoważniejszych i najbrzydszych. Równie ogólną skłonnością jest obmowa. Wszędzie, gdzie się ludzie gromadzą pierwszym nieraz tematem są tzw. „krytyczne” uwagi na temat innych. Zaczynają się od „niewinnego” krytykowania stroju czy zachowania się, dochodzą do szkalowania, zarzutów natury moralnej, poddawania w wątpliwość uczciwości, itp. Otóż takie tworzenie negatywnych myślowych prądów i myślokształtów jest nie tylko zdecydowanie szkodliwe dla „odbiorców”, ale i dla tych, którzy wyżywają swe namiętności w krytyce. Skutki tego są smutne, zarówno dla ich własnego charakteru, jak i w znacznym cierpieniu po „tamtej stronie” i w życiu przyszłym. Znamienne jest, iż jednym z najpoważniej zalecanych prawideł w Jodze jest zupełne powstrzymanie się od przypisywania innym ludziom złych pobudek, od myślenia i mówienia o ich wadach i uchybieniach, a obmowy są uważane za duży grzech.
Należy jeszcze wspomnieć o szkodliwym wpływie na dzieci atmosfery myślowej, jaką je otaczamy. A częste ich strofowanie i mówienie o ich złych skłonnościach czy nieustanne wypominanie „niegrzeczności”, itp. tylko je w tym utwierdza, a nigdy nie może dać dobrego rezultatu. Natomiast otaczanie ich atmosferą harmonii, miłości, ufności, wesołego wyrozumienia, wiary w ich wrodzoną dobrą naturę może cudów dokonać. W ogóle nieskończenie wiele dobrego możemy zrobić myślą wszędzie wokoło w całej atmosferze; możemy ją po prostu zmieniać, jeśli tego naprawdę zechcemy, jak i pomagać jednostkom nieść pociechę, otuchę, ulgę, dodawać energii, wiary w siebie - tak bardzo ludziom potrzebnej - możemy koić cierpienie a odpędzać, np. od bliskich i drogich nam ludzi złe wpływy, smutki i przygnębienia. Możemy podnosić na duchu, wzmacniać odwagę, a nawet szerzyć wokół radość życia, wiarę w człowieka, w „lepszą przyszłość” i w zwycięstwo dobra i sprawiedliwości, itd. Dziedzina dobrego działania myślą (jak i złego) jest niemal nieograniczona. Umiejętność pomagania myślą nabywa się, gdy jest w nas szczera i silna po temu chęć, dość życzliwości dla ludzi, jak i rozumienia elementarnych podstaw owych praw rządzących myślą i jej działaniem. Właśnie myśl ma największy wpływ na naszą przyszłość, na charakter, życie, warunki, cierpienia lub radości, czyli na nasz - tzw. los.
Gdybyśmy jeno mogli zdać sobie sprawę, jak dosłownie codziennie tkamy sieć tego swego losu stosunkiem do tego, co nas otacza, do ludzi wokoło, do zdarzeń i wypadków. Urabiamy sobie przyszłe więzienie, przygotowujemy sobie jeszcze cięższe warunki, jeśli nie potrafimy przyjmować tego, co nas spotyka z pogodą a przynajmniej ze spokojem. Zazwyczaj jest w nas nieustanny protest, nierzadko głuchy bunt, a nawet zacięcie się wobec „niesprawiedliwości” życia, czy losu…
Rozejrzawszy się wokoło możemy stwierdzić, że życia ludzkie składają się przeważnie z drobnych, choć dokuczliwych trosk, kłopotów, trudności, małych smutków, małych ograniczeń i przeszkód. Stosunkowo rzadko poza wyjątkowymi epokami w historii przychodzą wielkie klęski, srogie cierpienia, rozpacze i męki. I to jest ciekawy fakt, że te wydobywają nawet z przeciętnych skądinąd ludzi właśnie nieprzeciętną siłę, odpór, wytrzymałość, cierpliwość, jakby wzniosły ich ponad siebie, jakby zmuszały do niecodziennej reakcji. Mieliśmy mnóstwo takich przykładów podczas ostatniej wojny, mamy i dziś tam, gdzie warunki są niezwykle trudne. O ile mogłam zauważyć znaczne ciosy budzą w ludziach jakby instynktowne poczucie, że się poza nimi tai coś wielkiego, czego nie można spotykać protestem, jakby intuicyjne odczucie boskiego wiewu, jakiejś Obecności (wszak Karma jest podstawowym Prawem bożego wszechświata, a rządzą nią wielkie Anioły, więc instynkt ten jest uzasadniony).
Tu nie na stosunek do tych wyjątkowych ciosów czy klęsk chcę zwrócić uwagę a na te drobnostki codziennego życia, które je czynią ciężkim, nieraz nieznośnym a zawsze beztwórczym. Na rycinie Nr I autor podaje znamienne oświetlenie oparte na doświadczeniu i bezpośrednim widzeniu, co jakie stwarza na przyszłość skutki. I oto zaznacza, że „troski, smutki, trudności z ludźmi” są bezpośrednim wynikiem „ostrych sądów, pretensji, krytyk”. Warto się nad tym poważnie zastanowić. Któż z nas ostro nie sądzi otaczających czy też widocznych na jakiejkolwiek arenie publicznego życia ludzi? Któż z nas nie ma wciąż pretensji, że otrzymujemy mniej (od życia i ludzi) aniżeli się nam „należy”, obrażając się i zacinając na najlżejsze uchybienia innych w stosunku do nas? Kto nie krytykuje ciągle niemal wszystkiego?
Zdaje mi się, że wśród nas Polaków ogólny stosunek krytyczny jest uważany za przejaw inteligencji a jego brak za naiwność, nieraz prawie głupotę. Wiem z własnego doświadczenia jak ta narodowa wada się przejawia, jak trudno ją uchwycić na „gorącym uczynku" i ... powstrzymać się na czas. Ale i własnym doświadczeniem doszłam do stwierdzenia, jak wielką to jest przeszkodą. A przy starannej analizie widzimy, iż u podłoża owego krytycznego nastawienia tai się nieraz chęć, aby ludzie byli takimi, jakimi my byśmy chcieli, a nieraz i nieświadoma chęć wywyższenia siebie na tle krytykowanych. Oddziela nas to od innych, krzywdzi ich, więc staje się poważną przeszkodą na drodze Jogi. Dzinaradżadasa, który podał wyżej wspomniany diagram, mówił, iż większość codziennych trosk, trudności, kłopotów i przeszkód jest stwarzana właśnie przez taką krytykę wszystkich. A ciekawy pisarz chiński (5) idzie tak daleko, iż twierdzi że zawsze protest i niezadowolenie, choćby nawet z pogody jest dysharmonijne i stwarza pełne dysonansu dla nas skutki. Nie wiemy czy tak jest istotnie, ale warto nad tym pomyśleć. Jeśli największą mądrością życia otwierającą nam drogę do duchowości i bezpośredniego kontaktu z Prawdą jest przyjmowanie w naszym życiu wszystkiego, co jest bez sprzeciwu ani odpychania, starając się je zrozumieć, wniknąć w głąb, wyczuć jego utajone znaczenie i jakby płynąć z prądem życia, uzgadniając swój rytm z jego wielkim, acz rzadko dla nas zrozumiałym rytmem. W takim razie protest czy takie niezadowolenie nawet z przejawów życia przyrody - z rodzaju pogody - może istotnie być dysharmonią i naruszać nasz do przyrody prosty i otwarty stosunek. Być może cytuję te słowa, aby zwrócić uwagę czytelnika, że każda dysharmonijna wibracja przez nas w świat rzutowana musi w formie równie dysharmonijnej do nas powrócić. Więc musimy pamiętać, że dziś, teraz, tworzymy nasz mniej lub bardziej bezpośredni „los” razem z jego nieznośnymi i ciężkimi czynnikami. A wszelka ostra krytyka, osąd, niezadowolenie, sprzeciw itp. są zawsze dysharmonijne, gdy je dodajemy do już istniejących trudności, powiększamy je na przyszłość, a nieraz mnożymy do dziesiątej potęgi.
Najładniejszym do swego „losu” stosunkiem, jaki mi się zdarzyło spotkać, był stosunek jednej mojej młodej przyjaciółki. Mówiła mi - cytuję własnymi słowami, bo było to dawno - że ilekroć coś ciężkiego ją spotyka czy też odwrotnie niespodzianie radosnego, wydaje się jej, że jakaś niewidzialna ręka wyciąga się ku niej z zagadkowym nieraz niezrozumiałym darem; ale zawsze czuje w nim ukrytą miłość czy niesie on ból i mękę, czy lot i natchnienie, jakie prawdziwa radość najczęściej daje. Ręka ta zdaje się błogosławić i jakby zachęcać do rozwikłania zagadki, co dar jej oznacza, jak należy go przyjąć, jaką dać „odpowiedź”. I właśnie ta pewna tajemniczość, ten dziwny ukryty wewnętrzny sens każdego zdarzenia nadają mu jakiś czar, bez względu na to czy nas raduje, czy choćby płomiennie boli. Opowiadała mi o swej niemal bezwzajemnej miłości, bo odwzajemnianej nieproporcjonalnie słabo w stosunku do jej uczucia. Pamiętam jej słowa: „zdaje mi się, iż mam duszę w ogniu, wprost czuję, jak się tam coś stapia, spłomienia, jakby się przygotowywał nowy stop nowego „metalu”. Nie dbam o ten ból, jeśli jest wielki, jest zawsze błogosławiony. Chodzi mi tylko i jedynie o prawdę uczucia, o czystość tj. brak wszelkich domieszek analizy, rozumowań, zastanawiania się czy bronienia przed cierpieniem. Chodzi mi o prostotę żywiołu, jakim jest np. woda czy ogień. Powódź i pożar niszczą, a przecież zawsze są potężne i ... czyste”.
Oto stosunek piękny. Oczywiście nie tylko w przeżyciu o rzadkim nasileniu tak czuła i tak spotykała ona los, ale i we wszystkich mniejszych, niemal nieznacznych zdarzeniach swego bogatego i trudnego życia. Dodawała, że odczuwanie tej „niewidzialnej ręki” jakby przełamywało krąg jej samotności, jakby to była nieustająca obecność przyjacielskiej mocy, prawie „osoby”. Dużo się od tej dziewczyny nauczyłam, choć byłam od niej starsza i jak mi się w zarozumiałości mej wydawało - mądrzejsza.
Takie odgadywanie wewnętrznego znaczenia dziejących się zdarzeń można zastosować do bardzo złożonych i nieraz rozpaczliwie splątanych stosunków rodzinnych. Można być zupełnie pewnym, że z członkami najbliższej naszej rodziny łączy nas dawna Karma i to zarówno dobra jak zła. Ileż to ciasno zaciśniętych zdawałoby się niemożliwych do rozwikłania więzów ukrywają rodzinne stosunki! Wszelkie odcienie miłości, ale ... jakże często i nienawiści, tyranii, ucisku, buntu, zaciętości, lęku, itp. kryją stosunki rodziców do dzieci i odwrotnie, a tym bardziej dwojga towarzyszy w małżeństwie. Można na jedno zwrócić uwagę, oto stosunki takie są zawsze zagadką do rozwiązania. Im prędzej potrafimy wyczuć, co nas łączy z danym człowiekiem - bo wszelkie odmiany nienawiści, pamięć krzywdy np. żal, gorycz, opór czy bunt czy też odwrotnie: bierne poddawanie się wbrew sobie itd. itd. - wiąże równie silnie, jak wszystkie odcienie miłości. Jeśli „mamy dość” kogoś z członków z naszej rodziny, oznacza to właśnie, że zaciskamy węzeł zamiast go rozluźniać; że knujemy nowe ogniwa łańcucha, który z nas w przyszłości uczyni niewolnika, zamiast - jak byśmy chcieli - jak najprędzej rozbić więzy i uwolnić się. Jest to kwestia niezmiernie złożona i trudna, bo każdy wypadek jest jakby oddzielnym, odrębnym zagadnieniem. Nie mogę ani podawać tu przykładów, ani omawiać szczegółowiej sposobów ich rozwiązywania. Zwracam tylko uwagę czytelnika, aby się głęboko zastanowił nad takimi związkami i starał się je w świetle nauki o Karmie i reinkarnacji dogłębnie zrozumieć. A gdy, choćby w błysku zdoła uchwycić znaczenie i treść poszczególnego męczącego związku, aby się starał rozplątywać węzeł, a nie zaciskać go, bowiem - powtórzę: wszelkie niechęci i uczucia destrukcyjne łączą z drugim człowiekiem równie silnie jak uczucia miłości, przywiązania, wdzięczności, itp. więc skutek takich niechęci jest odwrotny niżbyśmy chcieli. Chodzi nam o pozbycie się nieprzyjemnego towarzysza, o oddalenie się czy nawet ucieczkę od niego, a właśnie zacieśniamy łączące z nim nici i nie uwolnimy się od tych więzów, dopóki nie zrozumiemy ich i nie zneutralizujemy, czy nie przeciwważymy wszelkich wrogich i nieprzyjaznych uczuć - krzywd czy odwrotnie - mściwości i gniewu lub żalu za doznane od tego człowieka krzywdy - stosunkiem i energią odwrotną. Gdyby ludzie o tym prawie wiedzieli a ci, którzy wiedzą, gdyby o nim pamiętali, jakże inaczej musieliby postępować.
![]() |
Jeśli podobał Ci się artykuł dodaj do niego swój głos |
![]() |
||
Zobacz ranking najbardziej popularnych artykułów na naszej stronie |